Ponieważ zdjęcia nie są w stanie przekazać wszystkiego z zawodów. Nadzwyczajna komisja w składzie ″My″ stwierdziła,
że będą dodawane krótkie sprawozdania.
Dnia 2 Lipca w Stalowej Woli, a dokładnie na lotnisku w Turbii odbyły się zawody naszej ″klasy″.
Postanowiliśmy wyruszyć na nie dzień wcześniej, jako że naszym środkiem transportu był włoski cud techniki,
zwany demonem prędkości, fiat cińki. Postanowiliśmy zabrać tylko rzeczy pierwszej potrzeby takie jak namiot, grill,
śpiwory, prowiant i oczywiście modele Ekipa składała się z 4 osób,
głównie dlatego, że 5 by się nie wpasował. Podróż przebiegała spokojnie, do póki na horyzoncie FLY-Mobilu nie pojawił
się autokar. Dla samochodu niereagującego na wciśniecie gazu do dechy (a może przyśpieszył) był to nie lada problem,
ale dzięki wiatrowi w plecy i dużej górce za 3 razem udało się
Po pokonaniu ok 123km dojechaliśmy na miejsce, prawie od razu pojechaliśmy na drugi koniec lotniska ,
gdzie wylukaliśmy modele w powietrze. Po przygotowaniu się i obczajeniu modeli konkurencji
zaczeliśmy testować tutejszą atmosferę.
Po wstępnym zapoznaniu się z geometrią lotniska postanowiliśmy wylukać miejscówkę na rozbicie namiotu,jednak na całe
szczęście okazało się, że w aeroklubie są wolne miejscówki, w związku z tym postanowiliśmy się wyspać, więc
zabunkrowaliśmy wolne miejscówki w budynku. Resztę miejsca, a nawet dużą jej część zajęli tubylcy - ekipa ze stalowej.
Późnym popołudniem w godzinach wieczornych (tzn. o 20), poszła fama żeby przetestować atmosferę po drugiej
stronie lotniska. Pomysł został przyjęty jednogłośnie. Skończyliśmy zabawę wtedy, gdy praktycznie w całości
modele ginęły w ciemnościach.
Po 21 powróciliśmy na z góry upatrzone pozycję, do aeroklubu. Nawiązaliśmy tam dialog z koleżkami ze stalowej
i kolegami a wiadomo że gdzie spotyka się większa zorganizowana grupa Polaków, na sucho się nie obędzie,
a że na następnego dnia trzeba było wcześnie wstać, uderzyliśmy w kimę koło 12, spało się nieżle pomimo że niektórzy
chrapali.
2 lipca - Dzień zawodów.
Zawody zaczynały się o 9, więc wstaliśmy z małym wyprzedzeniem, bladym świtem o 8.00.
Zjedliśmy pseudo śniadanie z grilla, podobnie jak poprzedniego dnia kolację. Napakowani emulgatorami i kiełbasą,
wystartowaliśmy na płytę lotniska. Tu czekała na nas niespodzianka w postaci halnego wiatru. Na zboczu było by fajnie,
ale na lotnisku... Połowa naszej ekipy niezbyt się przygotowała na taką ewentualność. I osobniki z wolnymi modelami
zrezygnowali ze startu. Chwile przed zawodami naszemu koledze z Kielc, złożyły się ″Józiowe″ skrzydełka na
holu. Chłopak wytrzymał nerwowo, do końca próbował wyprowadzić model z pionowego zbliżania się do ziemi, ale nie
przyniosło to efektu, no cóż, każdy model czeka katastrofa, ale niektóre nie mogą sie już doczekać .
Jak się później okazało nie był to jedyny wypadek w kieleckiej drużynie. Mnie przy lądowaniu zarzuciło i trochę
nadwerężyłem skrzydło, ale zawody dokończyłem (w pojedynku ziemia - Kielce wynik ustalił się 2:0). Krzysiek drugi
i ostatni odważny, który wystartował w zawodach, drugi już dzień męczył się kołkiem w skrzydle (Ci, który byli,
dokładnie znają anatomię zagadnienia) Po prowizorycznym uporaniu się z tym problemem, wyleciał swoim przecinakiem na
murawę lotniska i kuł powietrze całkiem udanie, na tyle, że w klasie juniorów zajął 4 miejsce. Mnie poszło trochę
gorzej, ale mniejsza z tym.... Po ogłoszeniu wyników z dużym problemem
zapakowaliśmy się do FLY- MOBILE. Po pożegnaniu się wyruszyliśmy w powrotną drogę do krainy latających scyzoryków.